Autor: Sarah J. Maas
Tytuł: Dwór cierni i róż
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Liczba stron: 524
ISBN: 9788328021419
Która księżniczka Disneya była waszą ulubioną? Jasmina, Kopciuszek, Mulan czy może Bella? Mimo, że większość z nas wyrosła już z wyidealizowanych dziewczyn, które prezentowała nam wytwórnia Walta, kto z nas nie chciałby poznać alternatywnych losów naszych ukochanych bohaterek? Z pomocą przychodzą nam pisarze, którzy postawili sobie za cel opowiedzenie na nowo baśni i mitów. Sarah J. Maas to w Polsce prekursorka “retellings”. Po zdobyciu ogromnej popularności dzięki serii Szklany Tron, wkroczyła w życie czytelników z niesamowitą opowieścią, inspirującą się wszystkim znaną baśnią o Pięknej i Bestii. Dwór cierni i róż to książka, która zdobyła niesamowitą popularność, jednak czy rzeczywiście jest taka dobra? Poznajcie naszą opinię.
Dziewiętnastoletnia Feyre jest łowczynią – musi polować, by wykarmić i utrzymać rodzinę. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w poszukiwaniu zwierzyny coraz dalej, w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythian – krainy zamieszkanej przez czarodziejskie istoty. To rasa obdarzonych magią i śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem.Kiedy podczas polowania Feyre zabija ogromnego wilka, nie wie, że tak naprawdę strzela do faerie. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Feyre musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythian i spędzi tam resztę swoich dni.Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyre będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
RECENZJA MAGDY
Według opisu Dwór cierni i róż miał nawiązywać do Pięknej i Bestii. Cóż, nawiązanie to bardzo mocne słowo w tym przypadku. Lekka inspiracja tą baśnią była, jednak jeśli ktoś liczy na powieść wiernie oddaną oryginałowi - zawiedzie się. Mamy za to w niej element ze Szklanego Tronu - nieśmiertelne fae. Mają one wiele wspólnych cech, dlatego nie rozumiem czemu autorka zdecydowała się w obu seriach na te same istoty. Osoba, która dopiero co przeczytała Królową Cieni przed sięgnięciem po tę pozycję, może się nieźle zgubić i zirytować.
Jednak mimo tego dość znaczącego faux pas, należy pochwalić panią Maas za uniwersum, które stworzyła. Ludzie dzielący ziemię z tajemniczymi istotami ukrytymi za murem, który ma ich chronić. Prythian, skrywający dwory pełne nieśmiertelnych fae z niezwykłymi mocami. Wszystko to tworzy idealne tło dla wydarzeń, które przygotowała dla nas autorka. Razem z główną bohaterką odkrywamy nowe miejsca pełne magii, koloru i drapieżnych stworzeń.
Fabuła rozpoczyna się dość typowo dla gatunku. Dziewczyna, musi opiekować się swoją rodziną, która straciła wszystko. W tym celu podejmuje się zdobywania pożywienia w lesie. Jednak pewnego wieczoru trafia tam na fae - największego wroga ludzi. Uzbrojona w swój łuk decyduje się na coś, co zmieni całe jej życie. Trochę trąci Katniss z Igrzysk Śmierci, prawda? Później większość akcji rozgrywa się w Dworze Wiosny, a jako że jest to akurat ta część fabuły, która raczej nie obfituje w przełomowe dla historii momenty, to mamy okazję poznać dobrze bohaterów i świat, w którym przyszło im żyć. Chociaż nie wiem czy poznawanie aż tak dogłębnie postaci jest dobrym pomysłem, gdyż są przejaskrawione i po prostu w większości irytujące. Jedynie Rhys i Feyra (która na szczęście nie została obdarzona podobnymi cechami do Aelin) ratują nas przed wyrzuceniem tej książki przez okno.
Jednak mimo dość leniwej pierwszej części, w końcu w drugiej zaczyna się coś dziać. I jak już się dzieje, to na całego. Zaczyna się mroczna część opowieści, akcja przyśpiesza, a czytelnik wkracza nagle w mroczny świat. Czas zmierzyć się z prawdziwym złem i nie jest to walka pozbawiona drastycznych scen, śmierci, bólu i ciężkich decyzji. Do tego w książce nie brakuje erotyzmu, który został opisany na tyle wyraziście, by nie można było go uznać za nudny, ale na tyle subtelnie, że nie przypominało to sceny z typowego erotyka. Ciekawym zabiegiem w tej historii jest to, że tak naprawdę do momentu rozwinięcia akcji nie mamy pojęcia, kto będzie czarnym charakterem. Wkracza też lekka inspiracja mitem o Hadesie i Persefonie co sprawia, że magia wkracza na pierwszy plan historii.
Dwór cierni i róż spodoba się z pewnością fanom fantasy. Wady i zalety w tej książce są tak zrównoważone, że każdy znajdzie w niej powód by coraz bardziej zagłębić się w opowieść. Miłość przeplata się w niej z brutalnością, intryga goni intrygę, a odkrywanie wraz z Feyrą tajemnic nieśmiertelnych Fae sprawi, że czytelnik przeżyje niesamowitą przygodę.
RECENZJA NATALII
Filmy, bajki, więcej filmów, serial, jeszcze więcej filmów. Nic dziwnego, że znana wszystkim baśń Piękna i Bestia w końcu zainspirowała kogoś do napisania powieści. Zainspirowała, bo nie można powiedzieć, że to baśń przekształcona w powieść. Nawet motyw bestii był jak dla mnie wrzucony trochę na siłę, ale o tym za chwilę.
Osobiście uwielbiam historie, w których bogaty książę zakochuje się w zwykłej, prostej dziewczynie (to chyba jakaś pozostałość po romansach historycznych, których się trochę naczytałam za czasów gimnazjum), więc gdy tylko usłyszałam o czym jest Dwór cierni i róż, to wiedziałam, że muszę to przeczytać. No i się w sumie nie zawiodłam.
Główną bohaterką jest Feyra - biedna dziewczyna, która wzięła na swoje barki obowiązek zapewnienia pożywienia swojej rodzinie. Pewnego dnia podczas polowania zapuściła się zbyt blisko muru, oddzielającego ludzi od fae i zabija jedno z magicznych stworzeń, ukrywające się pod postacią zwierzęcia. Myśli, że dzięki sprzedaży zdobytego futra jej życie przez chwilę będzie lżejsze, ale nie wie jak bardzo się myli. To zabójstwo jest początkiem problemów dziewczyny. Do chaty jej rodziny przychodzi bestia, która za śmierć swojego przyjaciela zabiera Feyrę na swój dwór po drugiej stronie muru. I w tym momencie wszystko się zaczyna.
Postacie tutaj są cukierkowe i przerysowane - jak to na baśniowe klimaty przystało. Jednak mam wrażenie, że autorka starała im się nadać niektóre cechy tylko dlatego, żeby powieść można było porównać do Pięknej i Bestii. Mam na myśli głównie motyw bestii - nie podobało mi się to, jak został przedstawiony oraz uzasadniony. Mimo to bardzo polubiłam tego “potwora”. A najfajniejsze jest to, że tutaj tak naprawdę nie wiemy komu można zaufać - w ciągu jednej chwili miłość do bohatera może zmienić się w nienawiść i odwrotnie.
Z książkami Maas mam taki problem, że podczas czytania myślę głównie “co tu się odwala?”, “czemu jesteś taka głupia i to robisz?”, “geez, kiedy tu coś zacznie się dziać?”, a gdy w końcu docieram do podziękowań, to jest tylko “omg, to było świetne, chcę więcej!!!”. I tak za każdym razem. Naprawdę nie wiem dlaczego tak jest. Przez pół Dworu cierni i róż czułam, że autorka chce nam przedstawić wykreowany przez siebie świat oraz bohaterów, pomijając przy tym fabułę. Jednak druga połowa… Tutaj działo się tyle niesamowitych rzeczy, że aż momentami ciężko było za nimi nadążyć i pochłaniałam stronę za stroną. Całkowicie uległam urokowi rzucanemu przez Maas.
Dwór cierni i róż wzbudza we mnie takie emocje, że nie potrafię pisać o nim obiektywnie. Mimo sprzecznych uczuć podczas czytania, powieść ta stała się jedną z moich ulubionych i gorąco polecam ją każdemu, kto lubi baśniowe klimaty!
______________
Jak widać nas ta książka oczarowała. Macie zamiar po nią sięgnąć, a może już ją przeczytaliście? Co myślicie o nowej modzie na “retellings”?