Piąta fala - Rick Yancey


Autor: Rick Yancey

Tytuł: Piąta fala

Wydawnictwo: Otwarte

Data wydania: 14 sierpnia 2013

Liczba stron: 512

ISBN9788375150902

Po sukcesie “Igrzysk Śmierci” Suzanne Collins pojawiła się moda na dystopię i książki o tematyce postapokaliptycznej. Nagle w księgarniach zaczęło pojawiać się mnóstwo pozycji inspirowanych mniej lub bardziej sławnym dziełem. Jak to w przypadku każdej mody powstał typowy schemat takich pozycji. W tym przypadku dziewczyna w wieku 16/18 lat musi uratować ludzkość. Z dnia na dzień zmienia się w superwoman i wraz z ukochanym wyrusza na misję, z której mają małe szanse ujść z życiem. Od razu przed oczami mamy dziesiątki takich książek, prawda? Sukces tego typu dzieł świetnie pokazuje fakt, że większość z nich została zekranizowania. “Piąta fala” Ricka Yancey miała przecież swoją premierę niedawno w Polsce. Jednak ta książka poruszyła temat dość często omijany w literaturze młodzieżowej, który jednak jest niezwykle ciekawy. Czyż wielu z nas patrząc czasem w niebo, nie zastanawia się co kryje przed nami Wszechświat? Rick Yancey postanowił dać nam jedną z wielu możliwych odpowiedzi na to pytanie.


Akcja “Piątej fali” zaczyna się w chwili, gdy 98% ludzkości już nie żyje z powodu inwazji kosmitów. Pozostali zbierają się w grupy z nadzieją na ratunek albo decydują się na samotne życie nie ufając nikomu i niczemu. Czekają na tytułową piątą falę. Falami nazywają kolejne etapy zbiorowego pozbywania się ludzi - pierwsza fala odebrała elektryczność, druga była wielką powodzią, trzecia zmodyfikowaną przez obcych chorobą zakaźną, a czwarta łowcami o szczególnie rozwiniętych zmysłach, których Cassie nazywa uciszaczami. Kosmici wyglądają jak Ziemianie i żyją między ludźmi od lat, więc nie można ufać nikomu, bo w innym przypadku prawdopodobnie się zginie. Cassie, jedna z postaci przybliżających nam wydarzenia, jest osobą, która decyduje się na samotne życie w ukryciu i ma jeden cel - znaleźć młodszego brata, który trafił do obozu. Czy uda jej się ufając tylko sobie samej?

RECENZJA MAGDY
Do książki podeszłam na chłodno. Nie czytałam wielu pozycji o tematyce UFO, więc nie miałam wysokich oczekiwań. Jednak sam pomysł na przedstawienie takiego końca świata mi się bardzo spodobał. Pokazanie w kilku etapach (falach) inwazji obcych, którzy chcą zniszczyć ludzkość? Jestem jak najbardziej za! Nie to, że życzę tego naszej planecie.
Książka rozpoczyna się dość nudno. Pierwsza część opowiada o tym jak przebiegał atak obcych. Jest to coś co trzeba czytelnikowi przybliżyć, jednak mi nie do końca spodobał się sposób w jaki zrobił to autor. Dla mnie te rozdziały były po prostu za krótkie. Dwie, trzy strony teraźniejszości i potem kolejne cztery strony przeszłości. Musze przyznać, że trochę mnie to irytowało, przez co na początku nie polubiłam kompletnie Cassie. Na szczęście kolejna księga z punktu widzenia Bena uratowała sytuację. Muszę tu zaznaczyć, że nie jestem fanką książek, w których historia opowiadana jest z kilku perspektyw, jednak w tym wypadku cieszyłam się z tego zabiegu. W końcu zaczęło się coś dziać. Naprawdę dużo dziać! Do tego mogliśmy zobaczyć jak wygląda cała sytuacja z perspektywy całkowicie innej osoby.  
Bardzo spodobali mi się wykreowani przez autora bohaterowie. Nie mają super mocy, są kompletnie nieprzygotowani na to co przyniesie im przyszłość, czyli są zwykłymi nastolatkami. Jednego dnia chodzili do szkoły i wiedli zwyczajne życie, a kolejnego są zmuszeni zapomnieć o wszystkim co znali i kochali. Tracą bliskich, nadzieję i siebie. Nikomu nie można ufać, bo przecież tak naprawdę nie wiedzą kto jest ich wrogiem. Są zmuszani do podejmowania trudnych decyzji, z którymi sobie nie radzą. Jak wspomniałam wcześniej, na początku Cassie mnie niezwykle irytowała. Jednak później zastanowiłam się, dlaczego wymagam tak wiele od nastolatki, która straciła tyle w swoim życiu i teraz chce po prostu odzyskać swojego brata. Życie na świecie bez przyszłości sprawia, że tracimy cel. Ona postanowiła wszystkie swoje myśli i czyny skierować w kierunku akcji ratunkowej. To dało jej siły do działania i powód by żyć. Czy mamy więc prawo oceniać działania nieprzygotowanej do takiej sytuacji dziewczyny? To samo tyczy się Zombie. On skupił swoje działania na szkoleniu. Myśl, że może przyczynić się do uratowania planety dała mu siłę. Myślę, że nie można twierdzić, że jest “głupi”, bo nie zauważył tego co się wokół niego dzieje. Nie jestem przekonana jedynie do Evana, ale to raczej ze względu na drugą część książki. Zresztą ciężko to uzasadnić bez spoilerów.
Czytając opisy poszczególnych fal zastanawiałam się jak sama bym zareagowała w takich sytuacjach. Walczyłabym, czy raczej bym się poddała od razu? Niestety skłaniam się przy drugiej opcji. Chociaż myślę, że tu dużo zależy od okoliczności. Jak bardzo zmieniamy się gdy tracimy bliskich i wszystko co znamy? Takiej zmiany nie można przewidzieć. Warto przy tematyce takich książek się nad tym zastanowić. Wszechświat jest niezbadany i nic nie powinniśmy stawiać za pewnik.  Warto więc zadać sobie pytanie, czy sytuacje w książce są realne pod względem emocji. Moim zdaniem tak. W wielu książkach irytowała mnie bohaterki  stylu Cassie. Głównie, dlatego że przestawały być ludźmi i stawały się jakimiś dziwnymi lalkami, które odkryły super talenty, ratowały świat oraz jednocześnie stawały się puste w środku. Po zakończeniu drugiej części śmiem twierdzić, że Cassiopeia też to zrobi, jednak nie dzięki swoim umiejętnościom. Tak naprawdę wszystko czego dokonała zawdzięcza innym.
RECENZJA NATALII
Świetny pomysł na książkę, choć niezbyt ciekawie przedstawiony. Temat obcych najeżdżających na Ziemię jest rzadko spotykany w literaturze, szybciej znajdzie się powieści, których akcja dzieje się w kosmosie. Jedyną książką jaką przeczytałam o tej tematyce był “Intruz” Stephenie Meyer i jak dla mnie “Piąta fala” to takie połączenie “Intruza” z “Igrzyskami śmierci”. Kosmici z “Piątej fali” tak samo jak w “Intruzie” wyglądają jak ludzie, dysponują zaawansowaną technologią i chcą się pozbyć ludzkości tylko z tą różnicą, że w powieści Meyer przybysze z kosmosu potrzebowali ludzkich ciał do przeżycia, a w tej tego problemu nie ma. W sumie nawet nie dowiadujemy się dlaczego zaatakowali Ziemię i nie zabili wszystkich od razu, przez co teraz panuje zasada zabij albo zgiń, jak na Arenie.
Tak jak w poprzedniej recenzji narzekałam na brak rozwiniętych postaci, to tutaj jest ich aż za dużo. W książce mamy opowieści z czterech punktów widzenia, a co za tym idzie czterokrotnie mamy do czynienia ze wspomnieniami bohaterów, dzięki którym ich lepiej poznajemy. Ostatecznie wychodzi na to, że połowa książki to wspomnienia rzucane na chybił trafił i ciągną się tak, że w końcu zapominałam co dana postać w tym momencie na prawdę robi. Kolejną denerwującą rzeczą mogą być krótkie rozdziały - wystarczy, że do bohaterów podchodzi nowa osoba i choć rozdział trwa zaledwie trzy strony, to i tak z tego powodu zaczyna się nowy. Przez ten zabieg książkę kończy się nie wiadomo kiedy - “Jeszcze jeden rozdział i wystarczy na dzisiaj. Kolejny ma tylko cztery strony? A przeczytam dwa.”, po jakimś czasie człowiek się orientuje, że z jednego rozdziału zrobiło się dziesięć i to wcale nie jest zasługa napiętej akcji.
Główna bohaterka pierwszej księgi, Cassiopeia, jak to zwykle bywa w powieściach tego typu, myśli o tym, że może być ostatnim człowiekiem na Ziemi. Ma jednak nadzieję, że jej młodszy brat nie został zabity i postanawia go odszukać - tylko to nadaje sens jej życiu. Dzięki niej widzimy jak inwazja wygląda od zewnątrz. Dzięki punktowi widzenia kolejnego bohatera, Bena, dowiadujemy się jak wyglądają szkolenia żołnierzy, którzy mają rozprawiać się z obcymi. Dostajemy nawet część z perspektywy jednego z przybyszy. Na brak różnorodności nie można narzekać.
Najciekawsze rozdziały to te, w których towarzyszymy Benowi. To zdecydowanie wtedy, i oczywiście pod koniec książki, dzieje się najwięcej. W tych chwilach problemem nie był brak akcji, ale miałam trudności z wyobrażeniem sobie tych wszystkich przyszłych wojowników. Mieli oni po pięć, dziesięć, w porywach do dwunastu lat - Ben był chyba tam najstarszą osobą, a oddziałów było sporo. Mam tyle lat co w sumie ⅗ jego pięcioosobowego oddziału, a każdy z tych dzieciaków był o wiele odważniejszy i sprawniejszy niż ja kiedykolwiek będę. Gdybym była na ich miejscu, to pewnie zrobiłabym to, o czym kilkukrotnie była mowa wcześniej w książce, czyli popełniła samobójstwo zanim dorwą mnie kolejne fale.
Podsumowując, “Piąta fala” jakoś specjalnie mnie nie zachwyciła, ale mimo to sięgnęłam po kolejną część (jest lepsza!) głównie przez samo zakończenie. Łatwo przewidzieć zachowanie bohaterów. Jedynymi postaciami, których nie potrafiłam i nadal nie potrafię rozgryźć są “ci źli kosmici”, przez co z niecierpliwością czekam na trzeci tom. Pozycja ta też daje wiele do myślenia - wydarzenia to spotkały zwykłych ludzi, dzieci, nastolatków, którzy na co dzień chodzili do szkoły i pracy. Z dnia na dzień na ich oczach umierali rodzice, potomkowie. Zostawali sami na świecie. Jak Wy byście się odnaleźli w takiej sytuacji?

Tak więc to nasze opinie o książce, która ostatnimi czasy zawładnęła portalami społecznościowymi. Jakie jest Wasze zdanie o niej? Podoba Wam się taka tematyka w książkach? Planujecie przeczytać kolejne części lub obejrzeć film? Dajcie znać w komentarzach.