Dzisiejszy post będzie apelem. Do blogerów, ludzi prowadzących strony o książkach, czy do czytelników, którzy dzielą się swoimi wrażeniami o książce. Będzie też kolejną kartką z pamiętnika, gdyż przez ostatni miesiąc nazbierało mi się kilka rzeczy, z którymi chciałabym się z wami podzielić. Więc przygotujcie herbatę, usiądźcie wygodnie i proszę, przeczytajcie chociaż pierwszą część dzisiejszej notki.
Myślę, że duża część osób, która zajrzy do tej notki, prowadzi własne blogi. Jeśli nie, to przybliżę czytelnikom spoza blogosfery pewien system, który nieformalnie obowiązuje w naszej społeczności. Otóż jeśli liczysz na wyświetlenia, komentarze pod postem czy nowych obserwatorów musisz odwiedzać inne blogi i komentować tamtejsze wpisy. Znaczy nie musisz, może są inne sposoby, jednak duża grupa ludzi pewnie tak działa na początku. Należymy do tych osób. Oczywiście nie z przymusu. Niektóre blogi są naprawdę ciekawe i z chęcią patrzę jak są prowadzone. Czytam recenzje, dzięki którym mogę doskonalić własne (doskonalić, nie kopiować). Do tego podglądam jaka tematyka postów przyciągają uwagę lub po prostu czytam o książce, po którą planuje sięgnąć. Fajna sprawa o ile naprawdę czytasz cudze posty i starasz się jakoś porządnie je komentować. Jednak w ostatnim czasie już któryś raz spotykam się z postem, który jest spoilerem lub streszczeniem książki. Ni to nie zachęca mnie do przeczytania danej książki, ni też do dalszego obserwowania działalności bloggera. Nikt tu nie oczekuje od nas profesjonalnych recenzji. Większość postów to luźne opisy odczuć, jednak rozumiem, że mają one na celu pokazać naszą opinię o książce, a nie przybliżyć całą jej treść. Jeśli już czujecie potrzebę zdradzenia wszystkich szczegółów to dość dobrym rozwiązaniem byłby duży napis nad postem “UWAGA SPOILERY”. Dzięki czemu niewinna osoba, która dopiero szuka zachęty by sięgnąć po daną pozycję, nie zrazi się do niej na stracie, a osoby, które już są po lekturze będą mogły spokojnie podyskutować o dziele.
Warto w takim momencie zastanowić się nad tym po co prowadzicie bloga. Sama złapałam się nad tym, że w starszych recenzjach zdradzałam pewne szczegóły, które mogłyby zepsuć komuś przyjemność z danej książki. Żałuję więc, że nikt nigdy nie dał mi znać, że robię coś źle. Mam więc nadzieję, że nie odbierzecie tego jako atak tylko jako prośbę, żebyście się uczyli na moich błędach.
Lecz te uwagi nie są tylko do blogerów. Czytelnicy też powinni czasem zastanowić się czy publikując na grupie post, czy pisząc recenzje na LubimyCzytać nie stwarzają tekstu pełnego spoilerów. Jeśli tak, to wystarczy jakaś uwaga, a jeśli ktoś mimo to przeczyta tę “recenzję”, to będzie to jego wina.
Kolejną rzeczą, która ostatnio spędza mi sen z powiek, jest dostarczanie przesyłek. Poczta, kurierzy czy InPost ostatnio aż proszą się o moją nienawiść. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś paczka doszła do mnie bez większych problemów. Do tego z każdą nową przesyłką Poczta Polska odkrywa nowe sposoby, żeby mnie dręczyć. Moja zła passa zaczęła się od paczki jakieś dwa lata temu. Duża przesyłka od rodziców wysłana tak, by doszła jak najszybciej. Minęły dwa tygodnie, ja musiałam biegać po wszystkich pobliskich placówkach, gdyż okazało się, że paczki nie ma w systemie. Kurier był ale nie zostawił awizo, na poczcie nikt nic nie wiedział, dopiero gdy trafiłam na tą, gdzie została porzucona paczka, mogłam ją odebrać. Od tego czasu wszystkie dostawy były dla mnie katorgą. Przez dłuższy czas działał InPost, ale ostatnio i on zaczyna zawodzić. Zniszczone paczki, godzinne kolejki na poczcie, gdzie okazywało się, że nie mogą znaleźć mojej przesyłki, czy hit - mój adres nie istnieje (tak, podałam go dobrze). Kurier z InPostu raz myślał, że już dostarczył mi przesyłkę, kiedy po prostu dostarczył inną sąsiadowi, przez co musiałam szukać ich punktu. Jest to męczące, tym bardziej że w tych paczkach w większości przypadków są książki, a one do lekkich nie należą. Jak zamawiałam je od czasu do czasu to tak tego nie odczuwałam, ale kiedy zaczęłyśmy z Natalią współpracę z wydawnictwami, nagle zaczynają się schody. Nie wiem czy książka zostanie wysłana później, czy po prostu znowu gnije na poczcie. Stwarza to wiele niepotrzebnych maili oraz niszczy moje zdrowie psychiczne. Czasami żałuję, że nie funkcjonują zamiast listonoszy sowy. Życie byłoby łatwiejsze.
Ja tu się tak tylko wtrącę, bo mi smutno jak patrzę na tak negatywną wypowiedź o Poczcie i kurierach. Mnie (odpukać) jeszcze nigdy się nie zdarzyło, by paczka się zgubiła albo przyszła zniszczona. Przesyłki zawsze zamawiam na adres rodziny, która mieszka w tak małej miejscowości, że jej nazwa jest wpisywana jako ulica. To niesamowite, że tutaj działa wszystko sprawniej niż w stolicy. Kurierzy zawsze są na czas, a listonosz niedługo zacznie się wpraszać na kawę. Jedyny problem jaki czasami się pojawia to taki, że kurierom nie chce się przyjeżdżać na to “zadupie” i się pytają czy ktoś nie podjedzie kilka(naście) kilometrów po paczkę, ale jak im się przypomni za co im się płaci, to mimo wszystko dotrą do celu. ~Natalia
Macie podobne przygody z kurierem/Pocztą Polską? Jak sobie z nimi radzicie? Co sądzicie o spoilerach w recenzjach?