Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Ugly Love
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 13 kwietnia 2016
Liczba stron: 344
Wielu czytelników gardzi romansami i literaturą erotyczną. Wytykają tym gatunkom brak jakichkolwiek treści dydaktycznych oraz powtarzające się w każdej książce schematy. Chyba wiecie o co nam chodzi. Bogaty, zamknięty w sobie mężczyzna poznaje kobietę, która burzy jego mury ochronne - kojarzycie to, prawda? Dodajmy do tego częsty brak spójnej fabuły, postacie bez wyrazu oraz marne umiejętności pisarskie i już ciężko nie zgodzić się z przeciwnikami tego rodzaju literatury. Tym bardziej, gdy ma się kilka takich książek na koncie. Jednak istnieją wyjątki od tej reguły. Do niedawna jednym z nich była twórczość Colleen Hoover. Autorka zawsze prezentowała swoimi dziełami wysoki poziom. Ciekawa fabuła, interesujący bohaterowie oraz zdolności pisarskie Pani Hoover sprawiały, że gdy ktoś miał niepochlebne zdanie o romansach mogliśmy z czystym sumieniem użyć "Hopeless" czy "Maybe Someday" jako przykładu, że zdarzają się perełki. Czy "Ugly Love" też do nich należy?
"Ugly Love" opowiada o związku początkującej pielęgniarki oraz pilota samolotów. Poznajemy ich w momencie, gdy Tate przeprowadza się do San Francisco, żeby zamieszkać ze swoim bratem - Corbinem. Kiedy jest już w budynku i zmierza do swojego tymczasowego mieszkania, drzwi blokuje jej pijany mężczyzna. Dowiadujemy się później, że to Miles - przyjaciel jej brata i przy okazji sąsiad. Po telefonie do Corbina, Tate zostaje zmuszona by mu pomóc, przez co staje się świadkiem załamania mężczyzny. Od tego momentu wszystko dzieje się bardzo szybko. Główni bohaterowi wzajemnie się pociągają. Tate nawet nie ukrywa, że od początku coś czuje do przyjaciela brata (oczywiście w myślach). Z tego powodu decydują się na związek oparty na seksie. Żadnych pytań o przeszłość, liczenia na przyszłość i miłość - takie warunki stawia Miles, a Tate mimo obaw nie potrafi mu odmówić.
RECENZJA MAGDY
Nie chciałam recenzować „Ugly Love”, ponieważ myślałam, że obie będziemy pisać jaka to ona nie jest cudowna, a przecież nie o to chodzi na naszej stronie. Jednak tak się złożyło, że Natalia pożyczyła mi tę książkę. Mając wolny wieczór wzięłam się za czytanie, chcąc zobaczyć co autorka dla nas przygotowała. Moim pierwszym zaskoczeniem była ilość stron. Ledwie trzysta, a do tego tekst pisany dużą czcionka. Trochę mało. Jak na tylu stronach umieścić łamiącą serce historie? Nie da się. Uświadomiłam sobie to już po sześćdziesięciu stronach przeczytanych w tramwaju.
Książka podzielona jest na teraźniejszość z punktu widzenia Tate i wydarzenia sprzed sześciu lat z perspektywy Milesa. Część głównej bohaterki przypomina trochę wynurzenia Anastazji z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Ambitna i mądra (podobno) dziewczyna poznaje zamkniętego w sobie mężczyznę. Ten nie daje jej nadziei na związek, traktuje ją okropnie, a mimo tego ona nadal wierzy, że pomoże złamać jego mury ochronne. Już od początku książki Tate wie, że coś do niego czuje, mimo tego godzi się na związek oparty na seksie, który tylko ją rani. Powiało L. James, prawda? No ale to nie koniec, gdyż ich „związek” rozpada się gdy Miles rani Tate podczas stosunku. Teraz już musicie zauważyć podobieństwo!
Jednak to nie sytuacje rodem z króla erotyków są najgorsze. Ten tytuł zdobędą rozdziały o przeszłości Milesa. Nie wiem jak wy, ale ja lubię mieć niespodziankę na koniec książki, a w ten sposób dość szybko zgadłam możliwe zakończenia. Nie wiem czy miały być one „zapychaczem” czy może straciły dużo przez tłumaczenie, jednak mi się ten zabieg nie podobał. Zajęły tylko miejsce, które autorka mogła wykorzystać na lepsze przedstawienie postaci i ich związku. W “Ugly Love” nie istnieją też bohaterowie poza tymi głównymi. Ktoś tam się pojawia, ale w sumie nic o nich nie wiemy i nie mieli oni zbyt dużego wkładu w akcję książki. Żałuję, że autorka tak spłyciła wątek z ojcem i przyjaźń Milesa z Ianem.
Mimo wszystko zakończenie sprawiało, że nie można było nie uronić łzy(a ja jestem straszną beksą). Żałuję tylko, że tak trudna historia została tak słabo przedstawiona. Jednak czas przeznaczony na przeczytanie “Ugly Love” z pewnością nie został zmarnowany. Colleen Hoover nadal uważam za świetną pisarkę, a słaba recenzja jest w dużej mierze spowodowana porównywaniem tej pozycji do “Hopeless” czy “Maybe Someday”.
Kliknij jeśli czytałeś/aś książkę lub jesteś masochistą, bo w tym fragmencie są spoilery!
|
Tak więc po skończeniu książki czułam niedosyt, złość i zawód. Colleen Hoover postawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę i nawet nie była blisko żeby ją przeskoczyć. Jest to nadal dobra książka, ale takich mamy pęczki. Tak więc jeśli od tej książki zaczyna się wasza przygoda z twórczością autorki to pamiętajcie, że inne jej dzieła są o wiele lepsze.
RECENZJA NATALII
Gdy zobaczyłam, że “Ugly Love” jest już dostępne w księgarniach, to dosłownie pobiegłam ją kupić ryzykując spóźnienie się na pociąg. Książkę kupiłam, na pociąg zdążyłam i w trakcie półtoragodzinnej podróży zdążyłam przeczytać ponad połowę książki. Czyta się bardzo szybko - nie wiem czy to wina dużej czcionki i ilości stron, czy fakt, że powieść jest wciągająca jak każda inna autorstwa Hoover. W tym przypadku autorka zastosowała strasznie denerwujący mnie zabieg - co drugi rozdział cofaliśmy się w czasie. W jednym rozdziale mamy akcję dziejącą się w teraźniejszości, a w następnym cofamy się w czasie o sześć lat, by w kolejnym znowu śledzić wydarzania z teraźniejszości.
W teraźniejszości poznajemy Tate, wiecznie zabieganą dziewczynę, która sama siebie próbuje przekonać, że wystarczy jej “związek” oparty tylko na seksie, bo tylko na taki może zgodzić się Miles. Do tej pory zastanawiam jak to się stało, że dziewczyna się w nim zakochała, bo przez postawione przez niego warunki w tej części książki jest między nimi mało dialogów, a jeśli już jakieś się pojawią, to są nimi typowe rozmowy o niczym. On jako pilot, tak samo jak jej brat, jest rzadko w domu, a w tym czasie nie mają ze sobą kontaktu. Spotykają się tylko na seks, a po nim Miles z powrotem otacza się murem i nie dopuszcza do siebie nikogo poza przyjacielem, którego zna od dziecka. Z tego powodu po pewnym czasie ich spotkania robią się nudne, bo ile można czytać o seksie i nieudanych próbach przedarcia się mur?
Za to w przeszłości poznajemy zupełnie innego Milesa. Jak łatwo się domyślić jest to chłopak sprzed jakichś dramatycznych doświadczeń, które doprowadziły go do takiego stanu, w jakim jest w teraźniejszości. Tak jak w “Hopeless”, “Maybe Someday” czy nawet “Szukając Kopciuszka” do samego końca nie mogliśmy odgadnąć co autorka zafunduje nam na koniec, to w tym przypadku na myśl nasuwają się dwa zakończenia historii sprzed lat (przynajmniej tak było w moim przypadku, jedno z nich się sprawdziło), a z biegiem stron tylko utwierdzamy się w naszych przeczuciach.
Mimo dość negatywnego początku mojej recenzji, to “Ugly Love” nie jest złą książką! Po prostu Colleen Hoover postawiła sobie wysoką poprzeczkę i dlatego musiałam sobie trochę ponarzekać, a dodatkowo łatwiej opisuje mi się negatywne rzeczy. Książka, jak inne tej autorki, porusza poważną tematykę, której inni autorzy New Adult boją się dotykać. W przeciwieństwie do Magdy uważam, że poważny wątek został przedstawiony świetnie i to w taki sposób, że wrażliwsi czytelnicy mogą uronić kilka łez, tylko po prostu tajemnica została ujawniona za późno i urwana zbyt szybko. Mimo wszystko daje do myślenia, a podejrzewam, że był to główny cel autorki.
Podsumowując, sposób pisania rozdziałów dał mi to odczucie jakby autorkę goniły terminy i postanowiła połączyć dwie książki w jedną, by nie musieć wymyślać dodatkowych wątków dla zwiększenia ilości stron, bo ten zabieg trwa przez prawie całą książkę. Przez to jej uwaga została podzielona na dwie części, a mnie jako czytelniczce został niedosyt obu historii. Dodatkowo tak naprawdę poznaliśmy tylko trzech bohaterów, bo reszta pojawiała się tak rzadko i tak mało się o nich dowiedzieliśmy, że nie trzeba było nawet zapamiętywać ich imion. Mimo to książka powinna się spodobać miłośnikom romansów, bo to właśnie tym jest ta pozycja - typowym romansidłem, chociaż porównując ją do Harlequinów czy innych książek tego typu jest arcydziełem.
Podsumowując, myślałyśmy, że obie będziemy się rozpływać nad “Ugly Love”, ale jak widać po części się zawiodłyśmy. Po prostu nie potrafimy przestać jej porównywać do poprzednich książek Hoover. To właśnie przez nie pada tyle niezbyt pozytywnych słów na jej temat, choć naprawdę nie jest aż taka zła (Magda ocenia ją 6/10, a Natalia 8/10 + trafia do jednych z ulubionych). Możemy ją polecić głównie osobom, które lubią romanse, bo jeśli ktoś nie jest fanem tego gatunku, to będzie się strasznie męczył.
A co Wy myślicie o książce? Zgadzacie się z naszymi opiniami? A może jeszcze jej nie przeczytaliście i Was zachęciłyśmy/zniechęciłyśmy?