Królestwo Kanciarzy - Leigh Bardugo


Autor: Leigh Bardugo

Tytuł: Królestwo Kanciarzy

Wydawnictwo: Mag

Data wydania: 29 marca 2017

Liczba stron: 608

ISBN9788374807333



Kto nie słyszał o Szóstce Wron musiał przez ostatnie siedem miesięcy żyć z dala od internetu, księgarni czy innych czytelników. Po głośnej premierze, wielu moli książkowych - ze mną na czele - z niecierpliwością oczekiwało na drugą, a zarazem ostatnią część duologii. Oto więc po długim czasie, w końcu nadszedł moment premiery Królestwa Kanciarzy. Czy książka spełniła moje oczekiwania? Przekonajcie się sami.

Kaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak dzielić sowite zyski, muszą walczyć o życie. Zostali wystawieni do wiatru i poważnie osłabieni; dokucza im brak funduszy, sprzymierzeńców i nadziei.Na ulicach miasta trwa wojna. Wzajemna lojalność w obrębie ekipy – i tak już krucha i wątpliwa – zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kaz i jego ludzie muszą się postarać, żeby znaleźć się po stronie zwycięzców. Bez względu na koszty.


Na wstępie pragnę zapewnić was, że ta recenzja nie zawiera żadnych spoilerów z Szóstki Wron, jak i z Królestwa Kanciarzy. Przynajmniej nie takich, które w jakikolwiek sposób mogłyby wam zniszczyć przyjemność z czytania. Ogranicza to trochę moje pole do popisu, ale nie chciałabym nikomu zepsuć możliwości przekonania się samemu o co tyle zachodu.


Z recenzji pierwszego tomu mogliście się przekonać, że no cóż - po prostu uwielbiam Szóstkę Wron. Doprowadziło to do tego, że chcąc zamówić Królestwo Kanciarzy w przedsprzedaży pisałam do wydawnictwa, czy czasem od nich nie dojdzie mi szybciej. Czy jestem normalna? Zaczynam wątpić. Jednak każdy z nas ma taką serię, dla której zrobiłby wiele dziwnych rzeczy. Kiedy książka do mnie dotarła, zaczęłam mieć jednak obawy. Co jeśli nie dorówna pierwszej części? Może kiedy czytałam Szóstkę Wron wyolbrzymiłam pozytywne apekty i zachwycałam się nią bez powodu? Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne - Leigh Bardugo i tym razem mnie nie zawiodła.
Zacznijmy jednak od początku. Akcja w tej książce rozgrywa się w jednym miejscu, czyli na wyspie Ketterdam. “Jedno miejsce” to trochę mylące określenie, bo jak w przypadku poprzedniej części tylko musnęliśmy opisy tego miasta, tak w tej fabuła skupia się tylko na nim. Dzięki temu z bliska możemy zobaczyć wyspę, która uformowała naszych bohaterów. Autorka bardzo zgrabnie opisuje architekturę i zwyczaje mieszkańców, tworząc barwne tło dla działań naszej grupy rzezimieszków.
Jak w pierwszej części akcja rozwija się dosyć powoli (choć dla mnie tam cały czas coś się tam działo, ale chyba nie jestem zbyt obiektywna; może też moja definicja “akcji” jest dość pokrętna, dlatego dostosuję się do większości), tak w tej części mamy raczej naprzemiennie gwałtowne i spokojne momenty, które stopniowo ją budują. Podczas zwykłych działań nagle zaskakują nas zwroty akcji. Nie są one aż tak “wielkie”, ale budują całą fabułę aż do punktu kulminacyjnego. Ciekawym, choć strasznie denerwującym zabiegiem jest też ucinanie wydarzeń pod koniec rozdziału z perspektywy danego bohatera. Jak niektórzy pamiętają z pierwszego tomu, wątki opisywane są z perspektywy wielu postaci. Tym razem jednak do ich grona doszło stanowisko Wylana, którego wcześniej zabrakło. Tak więc kiedy pod koniec rozdziału jednego z bohaterów, wydarzyło się coś dziwnego albo szokującego, akcja jest nagle przerywana i musimy czekać kilka rozdziałów napisanych z perspektywy innych Wron, aby dowiedzieć się co dalej. Najgorszy jest moment, w którym ten zabieg jest zastosowany w kilku rozdziałach z rzędu. Wtedy już człowiek sam nie wie na co czeka i co się tak naprawdę tam dzieje. Jednak drugą stroną medalu tylu perspektyw jest ciekawy kontrast pomiędzy tym jak widzą daną osobę jego towarzysze, a tym co myśli ona o sobie.
O bohaterach większość zostało już powiedziane w poprzedniej recenzji. Pomiędzy wydarzeniami w książkach mija jakiś tydzień, więc jedyna różnica w ich charakterze wynika z tego, co wydarzyło się podczas ich szalonej misji. Oczywiście kolejne wyzwania mają wpływ na nich jak i na decyzje, które podejmują. Obiecałam jednak recenzję bez spoilerów, więc zamieszczę jedynie wypowiedź Wylana, która świetnie podsumowuje Wrony.


Wylan przywołał całą brawurę, jakiej nauczył się od Niny, siłę woli, którą imponował mu Matthias, koncentrację, jaką demonstrował Kaz, odwagę Inej i dziką, nierozważną nadzieję, którą tak cenił i Jaspera, wiarę w to, że zwycięży bez względu na okoliczności.


W tej części fani romansów doczekali się kilku smakowitych kąsków. Tutaj nadal miłość i związki są tłem dla pierwszoplanowych misji. Nie licząc jednej pary, której związek został opisany trochę bardziej i jak dla mnie strasznie słodko. Sprawiało to, że podczas czytania ich rozdziałów miało się ochotę krzyknąć: “No ile można!”. Jednak reszta relacji została opisana bardzo pobieżnie, dlatego każdy przełomowy dla nich moment był wyczekiwany z niecierpliwością. Było ich mało i choć jednocześnie nie chciałabym żeby książka zmieniła się w typowe Young Adult, to miałam uczucie niedostatku. Autorka skupia się też uważniej na relacjach, jakie zaszły pomiędzy rzezimieszkami po wszystkim czego doświadczyli. Nieoczekiwane przyjaźnie oraz harmonia, jaką stworzyli w tak barwnej grupie na przestrzeni mijających stron, sprawiała niesamowite wrażenie.
Jednak mam kilka zastrzeżeń do zakończenia. Autorka bardzo skupiała się na wielu wątkach i szczegółach, a gdy doszło do końcowych wydarzeń nagle dostajemy strzępy opisów. Sam punkt kulminacyjny był naprawdę ciekawie przedstawiony, jednak wszystko po nim, choć nadal to istotne sprawy - były po prostu nijakie. Zamiast skupić się tak jak wcześniej na psychologicznym aspekcie, jaki miał miejsce po wszystkich przygodach w postaciach, to dostajemy mdłe nie wiadomo co. Do tego zakończenie jest otwarte. Serio?
Wisienką na torcie jest Polskie wydanie tej serii. Nie widziałam zagranicznego, więc nie mam porównania, ale Wydawnictwo Mag naprawdę się postarało. Bardzo wytrzymała książka. Podczas czytania wyginałam ją na różne strony, a grzbiet pozostał nietknięty. Do tego piękne brzegi stron w kolorze czerni i czerwieni. Zachowanie oryginalnej okładki było również świetnym posunięciem. Szkoda, że nie pozostawiono tytułu angielskiego, ale i tak polska wersja jest najlepszym możliwym tłumaczeniem. Do tego małe smaczki w książce, takie jak ozdobne t w niektórych wyrazach, małe kruki pomiędzy wątkami, czy czarne strony oddzielające poszczególne księgi. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale miło widzieć ciekawie wydaną pozycję.
Jak możecie wywnioskować z mojej recenzji, Królestwo Kanciarzy dorównało Szóstce Wron. Ba! Nawet ją przebiło. Jednak jeśli nie jesteście fanami tempa akcji, które najczęściej widuje się w kryminałach, to możecie się zawieść. Jednak należy pamiętać, że cała seria nie jest też typową literaturą młodzieżową, więc nie należy spodziewać się schematów z tego gatunku. Żadnych szablonowych związków czy ratowania ojczyzny. Bohaterowie to w gruncie rzeczy samolubni, doświadczeni przez życie nastolatkowie, którzy dbają o własne interesy, a żeby osiągnąć cel zrobią wszystko.


Mieliście okazję czytać Szóstkę Wron? Planujecie przeczytać drugą część? Jeśli ta seria mi się podobała, jest szansa aby Grisza tak samo skradła moje serce?