Prawo Mojżesza - Amy Harmon


Autor: Amy Harmon

Tytuł: Prawo Mojżesza

Wydawnictwo: Editio Red (Grupa Helion)

Data wydania: 31 sierpnia 2016

Liczba stron: 360

ISBN9788328322318


Na wstępie informuję - nie przestraszcie się tytułu! Poza imieniem głównego bohatera ta książka nie ma nic wspólnego z religią. Do przeczytania zachęciło mnie głównie zdanie "Ta historia nie kończy się happy endem", bo głównie trafiam na powieści new adult, które kończą się szczęśliwie. I nie martwcie się tym cytatem - to nie jest żaden spoiler, bo już w prologu zdradza nam to główna bohaterka. :)
Dzisiaj wyjątkowo trochę inna recenzja, bo Magda znowu mnie olała (recenzja Purgatorium nadal czeka na dodanie), ale tym razem kazała opublikować notkę bez niej. Mam nadzieję, że jeden punkt widzenia Wam wystarczy, może za jakiś czas będzie dodany drugi. :)


Mojżesza urodziła kobieta uzależniona od narkotyków, przez co został dzieckiem cracku. Matka porzuciła go zaraz po narodzinach w koszu na pranie, sama została znaleziona martwa kilka dni później. Od tego momentu chłopiec co chwilę trafiał do różnych swoich krewnych - gdy jedni się nim znudzili, wysyłali go do następnych. Wyjątek stanowiła jego prababcia - osoba, u której spędzał każde wakacje i wprowadził się do niej na stałe w wieku osiemnastu lat. Jego historia jest znana całemu miasteczku, a jako dziecko cracku nie ma łatwego życia. Poza jego prababcią jest tylko jedna osoba, której nie przeszkadza brzemię, które nosi chłopak - blondynka z sąsiedztwa o imieniu Georgia.

RECENZJA NATALII
Sama nie wiem co myśleć o tej książce. Z jednej strony była słaba, ale z drugiej cudowna. To jak jakby dwie osoby napisały po pół książki i złączyły ją w całość. Ale zacznijmy od początku.
Książka jest napisana z punktu widzenia dwóch głównych bohaterów - Georgi i Mojżesza. Mam wrażenie, że autorka skupiła całą swoją uwagę na Mojżeszu, ignorując resztę postaci - nawet kreację Georgi. Wiemy o niej tylko jak wygląda, że jest uparta, lubi konie i ma siedemnaście lat. Dopiero gdzieś za połową książki jest informacja o tym, że ma starszą siostrę (albo to ja nieuważnie czytałam, kto wie). Jak tak teraz myślę, to o Mojżeszu też wiemy niewiele więcej, ale w jego przypadku przynajmniej znamy przeszłość. W każdym razie jest to osiemnastolatek, który ze względu na swoją historię, poza prababcią nie ma żadnej bliskiej osoby. Nie obdarza nikogo uczuciem, bo boi się straty. Do tego widzi duchy zmarłych osób, co wywołuje u niego trans, w którym maluje to, co pokazują mu zmarli. Głównie ze względu na ten wątek książka mnie zaczęła wciągać, bo powodem tego na pewno nie była początkowa relacja bohaterów, ale o tym za chwilę.
“Prawo Mojżesza” jest podzielone na dwie części - “Przed” i “Po”. Powieść zaczyna się od prologu, w którym główna bohaterka nas ostrzega, że to historia bez happy endu przy której możemy się popłakać. Szczerze mówiąc po przeczytaniu połowy książki nie myślałam że to zrobię, bo nie zżyłam się jakoś z bohaterami, ale jednak się wzruszyłam.
Pierwsza część zaczyna się od historii, którą streściłam w opisie, więc nie będę się powtarzać. Mojżesz zaczyna intrygować Georgię i to z wzajemnością, której chłopak nie chce zaakceptować. Mimo prób unikania dziewczyny, bohater ratuje jej życie po jednym z jej startów w barrel racingu. Od tego momentu mam wrażenie, że czytamy o stalkingu i to na dodatek przedstawiony w słaby sposób. Georgia za wszelką cenę chce, żeby chłopak się na nią otworzył. On żeby dziewczyna w końcu dała mu spokój. Kto wygra to starcie charakterów?
Przedstawienie relacji między głównymi bohaterami w pierwszej części niezbyt mi się spodobało. Poznajemy tylko ogólnikowe rzeczy - ona gdzieś za nim chodzi, on coś robi. Nie wiemy czy w tym czasie w ogóle ze sobą rozmawiali czy patrzyli się na ścianę. Żadnych dialogów czy chociaż streszczeń rozmów. To tak jakby nagle trafiła ich strzała Kupidyna i stwierdzili “w sumie widuję go od jakichś dziesięciu lat, czemu się nim nie zainteresować”. Na szczęście dalsza część książki jest napisana o wiele lepiej. Odczułam to na tyle, że zastanawiam się czy nie napisała tego inna osoba, czy autorka po prostu nie umie się wczuć w nastolatków. Ostatecznie “Prawo Mojżesza” wciągnęło mnie tak, że pochłonęłam je w jeden dzień.

Chociaż na początku książka mnie nie zachwyciła, to łzy wzruszenia sprawiły, że zaczęłam na nią patrzeć pozytywnie i nawet mogę ją polecić. Raczej nie jest to historia, która może przytrafić się w życiu codziennym. Jeśli lubicie romanse bez serduszek, tęczy i jednorożców, ale za to poruszające trudne tematy (a ich tu nie brakuje), to jest to powieść dla Was. Tylko pamiętajcie o chusteczkach, bo mogą się przydać.

Mam wrażenie, że ta recenzja wyszła mi bardziej chaotycznie niż zwykle, ale trudno mi pisać o tej książce bez spoilerów. W każdym razie "Prawo Mojżesza" jest książką wartą przeczytania, choć dla mnie tylko jako jeden z zapychaczy czasu na coraz to dłuższe wieczory. Nie do końca rozumiem wszystkie te wychwalające ją opinie, ale w końcu o gustach się nie dyskutuje. :)

Też się naczytaliście samych pozytywnych opinii o tej książce? Macie zamiar po nią sięgnąć? Dajcie znać!



Serdecznie dziękuję Grupie Helion za egzemplarz do recenzji!